Piotr Piętak Piotr Piętak
534
BLOG

J.Kaczyński - sojusznik postkomunistycznej oligarchii

Piotr Piętak Piotr Piętak Polityka Obserwuj notkę 5

 Dla każdego kto obserwuje polska politykę jest jasne od wielu lat, że zmiana PiS w osobisty folwark prezesa J. Kaczyńskiego sprzyja interesom postkomunistycznej oligarchii, która w szeregach tych partii miała zawsze swoich przedstawicieli i która w instytucjach gdzie nie funkcjonują żadne cywilizowane normy postępowania, umie poprzez swoich agentów wpływać na działanie wodza.

 

 

Im silniejszy J. Kaczyński, tym mocniejsza i pewniejsza władza postkomunistycznej warstwy niszczącej nasz kraj. Swoją autorytarną polityką prezes PiS – u wzmacnia i utrwala władzę tych, przeciwko którym formalnie walczy. Od 2006 roku w partii a także w państwie zanikały normy, procedury, liczył się tylko dostęp do „ucha” premiera Kaczyńskiego, którego ta sytuacja do prezesa dosłownie i w przenośni upiła. W styczniu 2007 roku  agenci komunistycznych oligarchów wykończyli rękoma premiera J. Kaczyńskiego L. Dorna, robili to dlatego, że plany reformatorskie aktualnego wtedy ministra MSWiA zagrażały ich materialnym interesom. Reformatorzy w PiS chcieli zlikwidować nadmierna resortowość państwa polskiego poprzez powołanie Urzędu ds. informatyzacji, który usprawniłby proces podejmowania decyzji ale jednocześnie ukróciłby wpływ postkomunistycznej oligarchii na funkcjonowanie państwa. Dochodziło do sytuacji groteskowych. Spytałem wtedy premiera (byłem wiceministrem odpowiedzialnym za przeprowadzenie tej reformy): kto z jego otoczenia wpadł na pomysł powołania Ministerstwa ds. Informatyzacji i Łączności (a powołanie takiego ministerstwa było spełnieniem marzeń wszystkich oligarchów na czele z Krauze)

Premier odpowiedział (to nie żart)

- Myśmy ją podjęli

- Myśmy, to znaczy kto? pytałem dalej.

Nie uzyskałem odpowiedzi, więc stwierdziłem:

- Czy Pan premier zdaje sobie sprawę, ze powołanie takiego ministerstwa jest zgodne z interesem Prokomu i postkomunistów ?

Spotkanie się skończyło. Dlaczego powołanie Ministerstwa ds. Informatyzacji i Łączności było pomysłem, które dezintegrowało państwo polskie i wzmacniało władzę postkomunistycznej oligarchii ?

 

W  2006 r. w eksperckim otoczeniu premiera Kaczyńskiego zaczęto mówić o konieczności powołania Ministerstwa Informatyzacji i Łączności. Ten sam postulat zgłosiła w specjalnym liscie PIIT (której wiceprezesem jest K.Król – rzecznik prasowy Prokomu), cytuje:

„Przeniesienie informatyzacji do nowego resortu powinno przyspieszyć realizację dużych projektów rządowych. W tym roku miało ich ruszyć aż 16, a do tej pory wystartowały tylko dwa. Uwagę na to w liście skierowanym do premiera kilka dni zwróciła Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji. Skupieni w niej przedsiębiorcy domagali się powołania resortu łączności.”

 

Powołanie takiego ministerstwa byłoby– poltycznym samobójstwem bowiem utrwaliłoby najpoważniejszą chorobę polskiego państwa jaką jest jego „resortowość”. Po 1989 roku gdy aparat partyjny przestał funkcjonować w administracji publicznej, działania rządu ujawniły ze zdwojoną siłą swa resortowa naturę. Do dzisiaj znaczna część kadr administracyjnych umie funkcjonować tylko w syndromie „resortowym”.

 

Nieumiejętność myślenia w kategoriach relacyjnych (poziomych) jest cechą charakterystyczną kultury urzędniczej (szczególnie centralnej) w Polsce. Przy czym wszelki rozwiązania antyresortowe napotkają potężny opór ze strony gremiów centralnej biurokracji rządowej, wśród kierowników branżowych instytucji i jednostek organizacyjnych pragnących pozostać w układach resortowych. Te lobby resortowe ujawniło się podczas reformy administracyjnej – w zamyśle właśnie antyresortowej - przeprowadzonej za rządów premiera Buzka.

 

Reasumując można postawić hipoteze, że cechą systemową III Rzeczpospolitej jest syndrom organizacji resortowej oparty zarówno na interesach jak i kulturze centralnej kadry urzędniczej. Potężne ministerstwa w trakcie realizacji projektów informatycznych nie potrafią ( a także nie umieją) wymieniać informacji między sobą i nie są w stanie wspólnie pracować. Urzędnicy szczebla centralnego rozumują tylko w kategoriach pionowego przepływu informacji co jest całkowicie sprzeczne z rozwojem społeczeństwa informacyjnego opartego o porozumienia sieciowe (poziome).

 

Skutek pierwszy: każde ministerstwo robi swój własny system informatyczny co podwaja koszty informatyzacji administracji publicznej i sprzyja interesom fim prywatnych, które na dezintegracji państwa zarabiają krocie . Tak więc powołanie nowego ministerstwa pogłębiłoby jeszcze bardziej dezintegracje państwa polskiego i uniemożliwiłoby jakąkolwiek reformę administracji publicznej polegającej na jej uniezależnieniu od interesów firm prywatnych, które w Polsce „resortowej” czują się jak ryba w wodzie, bowiem mogą sprzedawać te same informacje i systemy różnym ministerstwom, mogą doprowadzając n.p do swoistego informatycznego monopolu w jakimś dziale administracji kompletnie zniewolić państwo (przykład informatyzacji ZUS-u, który jest całkowicie uzależniony od jednej firmy jest najbardziej znany).

 

Krótko: powołanie ministerstwa informatyzacji zgodne jest z interesami największych firm prywatnych i sprzeczne z interesem państwa polskiego. Według technokratów – kiedyś współpracujących z  PiS - remedium na dramatyczną dezintegracje informacyjną państwa byłoby powołanie międzyresortowego urzędu ds. informatyzacji administracji publicznej.

 

Jaki z tego wniosek ?  Otóż dzisiaj rząd premiera Tuska chce powołać właśnie takie ministerstwo, jakie J. Kaczyński planował stworzyć w 2006 r. Obaj służą wiernie postkomunistycznej oligarchii.

 

Piotr Piętak    redaktor portalu mediologia.pl  Zapraszam na Darmowy Kurs Linux  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka